Co tłumaczę?

(Jakimi tekstami zajmuję się najczęściej)

Od lat teksty naukowe z dziedziny prawoznawstwa (i czasami innych dziedzin) stanowią istotną część mojej pracy. W ostatnim okresie ich udział jeszcze się nasilił.

Tłumaczyłem — prawie zawsze z polskiego na angielski — dzieła monograficzne i prace zbiorowe z zakresu prawa międzynarodowego, historii prawa (w tym historii dziedzin dogmatycznych), filozofii prawa, prawa karnego, a także dłuższe i krótsze artykuły z prawa cywilnego materialnego i procesowego; karnego materialnego, procesowego i wykonawczego; rodzinnego; międzynarodowego; konstytucyjnego i ustrojowego; budowlanego i planistycznego; medycznego; teorii prawa i innych dziedzin, a także juryslingwistyki.

Oprócz prawa tłumaczyłem dzieła z zakresu m.in. historii (starożytność i średniowiecze, RPON, międzywojnie, rząd londyński, PRL), ekonomii i zarządzania, filologii, filozofii i teologii.

Tłumaczenie prac tego rodzaju na język obcy nie jest zadaniem, które można powierzyć przypadkowej osobie. Powierzając takie tłumaczenie mnie, dostrzegą Państwo różnicę. Powinni ją dostrzec także recenzent i wydawca (aczkolwiek jakość recenzji anonimowych, jak wiemy, jest różna).

Tłumaczyłem również teksty dotyczące życia naukowego jako takiego — postępowań habilitacyjnych, historii uczelni, postępowań wewnętrznych, grantów itp.

Analogicznie do artykułów naukowych, wystąpień konferencyjnych i uzasadnień orzeczeń oraz pism procesowych, tłumaczyłem również komercyjne opinie prawne związane z doradczą częścią działalności prawniczej na różnych polach.

Do doboru tłumacza do takich zleceń należy podchodzić ze szczególną uwagą i z poczuciem odpowiedzialności, a — popularne niestety wśród kancelarii prawnych — kierowanie się najniższą ceną i terminami tak krótkimi, że doświadczeni tłumacze specjaliści, zaprawieni w tłumaczeniach ekspresowych, uznają je za niewykonalne — może być działaniem nieodpowiedzialnym, na szkodę klienta, i naruszeniem prawniczej etyki zawodowej, nie mówiąc już o katastrofie wizerunkowej kancelarii.

W ciągu kilkunastu lat działalności wyroków, decyzji i postanowień przetłumaczyłem całkiem sporo, przede wszystkim z Sądu Najwyższego, Naczelnego Sądu Administracyjnego, Trybunału Konstytucyjnego, Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, Trybunału Sprawiedliwości UE i kilku innych sądów (włączając arbitraż).

W odróżnieniu od części dyspozytywnych, które można potraktować terminologicznie, uzasadnienia wyroków wymagają tłumacza zapoznanego z prawniczą angielszczyzną i polszczyzną, umiejącego posługiwać się nią biegle i swobodnie — na przykład osoby, która sama pisała pisma procesowe i artykuły naukowe. Wymaga to odpowiednio wysokiej znajomości języka, sprawności pisarskiej i kultury słowa pisanego.

Tłumaczyłem również różnego rodzaju pisma procesowe. Zanim zostałem tłumaczem (i jakiś czas po rozpoczęciu działalności w tym zawodzie), sam takie pisma pisałem, co zmienia moją perspektywę na ich tłumaczenie — łatwiej jest mi wczuć się w autora i jego sytuację, jego potrzeby i zamiary.

Przetłumaczyłem wiele umów spółek lub sprzedaży udziałów, ubezpieczeniowych, deweloperskich i innych; o współpracy, w tym joint venture i SPV; polityk korporacyjnych, prospektów, różnego rodzaju sprawozdań, informacji giełdowych, prezentacji dla inwestorów, a także tekstów związanych z kadrami, kodeksami etycznymi, postępowaniami wewnętrznymi, audytami, finansowaniem, compliance, public relations, odpowiedzialnością społeczną, radami pracowniczymi i oczywiście sporami sądowymi i postępowaniami administracyjnymi dotyczącymi spółek kapitałowych oraz innych podmiotów gospodarczych.

Jestem więc w stanie zapewnić zakres tłumaczeń wykraczający poza standardową działkę działu prawnego, a potencjalnie wszystkich działów, do pewnego stopnia włącznie z technicznymi, finansowym, marketingiem i sprzedażą, bowiem i takie tłumaczenia wykonywałem (dosłownie aż po katalogi produktów).

Trudno byłoby zliczyć umowy, jakie było mi dane przetłumaczyć w ciągu kilkunastu lat działalności zawodowej.

Wśród nich znajdowały się m.in. umowy spółek, sprzedaży udziałów, partnerstwa biznesowego, deweloperskie, kredytowe i inne finansowe, ubezpieczeniowe, sprzedaży usług i towarów, o pracę, a także wiele innych.

Do tłumaczeń tego rodzaju najlepiej wybrać tłumacza, któremu nie jest obca ani straszna gęsta „legalszczyzna”, w tym techniczne sformułowania prawnicze i żargon, jak również skomplikowana, archaizująca gramatyka i składnia. Nie może to być osoba, która nie radzi sobie z modalnościami, trybami warunkowymi, zdaniami wielokrotnie złożonymi itp., względnie nie jest w stanie upilnować zgodności odmian. Potrzebne są jasność, klarowność i precyzja postanowień umownych, aby ograniczyć pomyłki i rozbieżności interpretacyjne, ewentualnie zminimalizować problem niezrozumienia klauzul przez niebędące prawnikami osoby mające je w praktyce stosować.

Warto dodać, że tłumaczyłem również inne teksty z dziedzin tematycznych — w tym stosunków prawnych — których dotyczą umowy, zaczynając od szeroko pojętego prawa cywilnego, a także tekstów branżowych (energetyka, budownictwo, transport, handel międzynarodowy, finanse, korporacje i in.).

Co do zasady nie wykonuję tłumaczeń ustnych — jest to efekt kilkunastu lat rozwijania warsztatu wyłącznie tłumacza ustnego, który z warsztatem tłumacza pisemnego bywa wręcz sprzeczny. Chodzi na przykład o charakterystyczny dla tłumacza pisemnego ciągły bieżący kontakt z tekstem takim, jaki jest na trwałe zapisany, w odróżnieniu od charakterystycznego dla tłumaczy ustnych zapamiętywania, czasami streszczania, parafrazowania.

Wyjątkiem są tłumaczenia „u notariusza”, najczęściej zresztą sprowadzające się do tłumaczenia przy odczytywaniu dokumentów „z kartki”, a także umożliwiające komfortowe tłumaczenie „zdanie po zdaniu”, aby niczego nie uronić. Czasami zresztą tłumaczeniu w trakcie wizyty u notariusza towarzyszy również tłumaczenie dokumentów.

Na podobnej zasadzie działa np. tłumaczenie w urzędzie, gdzie urzędnik jest gotowy nie przemawiać, a rozmawiać, a dokumenty w postaci papierowej — stanowiące punkt odniesienia dla załatwianej sprawy czy nawet wręcz jej główny temat — są cały czas na bieżąco dostępne do wglądu.

Prostsze czynności możemy załatwić od ręki (pod warunkiem wolnego terminu), natomiast bardziej nietypowe, dłuższe sprawy, bardziej skomplikowane — mogą w szczególnych sytuacjach wymagać porozumienia się trochę wcześniej, aby dać możliwość przygotowania, a ewentualnie (w przypadkach nagłych) wydłużenia nieco wizyty u notariusza (w urzędzie) o trochę więcej czasu dla tłumacza.

Samo tłumaczenie pisemne aktów notarialnych patrz umowy (poprzednia rubryka).

We wcześniejszym okresie działalności zawodowej miałem okazję tłumaczyć tysiące stron SIWZ-ów, załączników, wymagań (również technicznych) zamawiającego, ofert i innych pism z zakresu zamówień publicznych.

Przedmiotem tych przetargów (i czasami postępowań w innych trybach) były przede wszystkim zamówienia budowlane w energetyce (bloki o cyklu łączonym itp.) i transporcie (drogi, koleje, wagony). Tłumaczone było wszystko, od kwestii wymogów udziału, wykluczeń, dokumentacji potencjału, ograniczeń dotyczących podwykonawstwa, przez wymogi techniczne, gwarancyjne (wadia i inne zabezpieczenia), operaty, odwołania i szereg innych rzeczy. Czasami dochodziło do zabawnych sytuacji, np. takich, że łatwiejsze i bardziej standardowe części prawne tłumaczył kto inny, a ja robiłem w tym czasie na prośbę klienta załączniki techniczne, ponieważ lepiej znałem temat.

Z dziedzin pokrewnych tłumaczyłem również dokumenty dotyczące grantów badawczych dla naukowców i grantów dla przedsiębiorców (związanych np. z akceleracją).

Do tłumaczonych przeze mnie tekstów zaliczały się również te związane z marketingową — czy raczej PR-ową, społecznościową — stroną działalności kancelarii prawnych i różnych instytucji, w tym strony internetowe i biogramy prawników, opisy praktyk kancelarii, a także oferty usług.

Jest mi zawsze bardzo miło móc przyczynić się do rozwoju Państwa kancelarii i pomagać w maksymalnym wykorzystywaniu tej nań szansy, jaką daje możliwość przyciągnięcia zagranicznych klientów czy nawet wejścia na zagraniczne rynki, nawiązania współpracy z kancelariami zagranicznymi, aby za ich pomocą lepiej służyć klientom polskim mającym różne prawne rzeczy do załatwienia za granicą.

Miałem okazję tłumaczyć teksty dotyczące nauczania papieskiego (społeczne nauczanie Kościoła), działalności i historii zgromadzeń zakonnych, prawa kanonicznego, studiów biblijnych, katolickiej działalności akademickiej, a także okolicznościowe kazania i wystąpienia konferencyjne.

W przypadku takich tekstów nie wystarczy samo życzliwe zainteresowanie tematem, nie wystarczy sama gotowość, potrzebne jest jeszcze pewne obycie z tematem, po prostu zrozumienie tych zagadnień i zależności, odpowiednie wyczucie. W tłumaczeniach wykonywanych przez osoby niemające odpowiedniej wiedzy (np. w dialogach filmowych niekonsultowanych ze specjalistą) dochodzi czasem do, nomen omen, kardynalnych błędów.

Można dodać, że mam również pewne doświadczenie w tłumaczeniu tekstów dotyczących działalności charytatywnej podobnej do towarzyszącej działalności misyjnej, zwłaszcza pomocy dzieciom w krajach ubogich i zagrożonych wojną.

Dziedziny prawa

(Tłumaczone najczęściej)

  • cywilne materialne (k.c.)
  • handlowe, spółek (k.s.h.)
  • upadłościowe, naprawcze
  • cywilne procesowe (postępowanie cywilne, k.p.c.)
  • prywatne międzynarodowe
  • karne materialne (k.k. ’97, k.k. ’69, k.k. ’32)
  • karne procesowe (postępowanie karne, k.p.k. ’97, k.p.k. ’69, k.p.k. ’28)
  • karne wykonawcze (k.w.)
  • rodzinne i opiekuńcze (k.r. i o.)
  • autorskie (własności intelektualnej) i własności przemysłowej
  • unijne
  • administracyjne
  • postępowania administracyjnego (k.p.a.)
  • sądowoadministracyjne (p.p.s.a., p.u.s.a.)
  • budowlane i planistyczne
  • energetyczne i górnicze
  • podatkowe
  • nadzoru finansowego
  • giełdowe
  • konstytucyjne i ustrojowe (ustroju sądów)
  • międzynarodowe publiczne
  • prawa człowieka
  • historia prawa
  • filozofia prawa
  • teoria prawa
  • obce systemy prawne
  • prawo kanoniczne
  • juryslingwistyka

Główne branże

(Czyli bardziej „dla kogo tłumaczę?”)

Z natury rzeczy do osób najczęściej zwracających się do mnie o tłumaczenie należą prawnicy i osoby pomagające im w prowadzeniu kancelarii. Do nich, siłą rzeczy, najbardziej dopasowana i skierowana jest moja oferta.

Prawnikom jestem w stanie pomóc nie tylko z tłumaczeniami dotyczącymi konkretnych spraw, lecz także z własną działalnością ich kancelarii (oferty, korespondencja, marketing itd.), jak również osobistą działalnością naukową i publicystyczną.

Jestem też tłumaczem, którego spokojnie można polecić klientom kancelarii do tłumaczeń w obszarach, którymi kancelaria bezpośrednio się nie zajmuje (na przykład dlatego, że są nieco zbyt biznesowe).

Warto zwrócić uwagę, że prawnicy też często potrafią tłumaczyć, nierzadko całkiem nieźle, jednak ich czas jest potrzebny gdzie indziej — a także cenny jest czas wolny, którego tak bardzo brakuje, a który można spędzić z rodziną, z książką, w górach, na siłowni, gdziekolwiek, z czymkolwiek. Płacąc w dodatku mniej, niż wynosiłby zysk z normalnej działalności prawnika utracony przez to, że prawnik tłumaczy tekst trzykrotnie dłużej, niż mnie by to zajęło.

Proszę pamiętać, że ja też kiedyś byłem tłumaczącym dorywczo prawnikiem — teraz mam 15 lat doświadczenia w zajmowaniu się wyłącznie tłumaczeniami. Warto z tego skorzystać i się mną wyręczyć, bo przecież po to jestem.

Prawie od początku działalności zawodowej do moich klientów zawsze należeli przedstawiciele doktryny prawa, a także uczeni zajmujący się kilkoma innymi dziedzinami, często (choć nie zawsze) na styku z prawem: historią, filozofią, architekturą, literaturoznawstwem, filologią, teologią. Najczęściej chodzi o artykuły, od krótkich (a nawet samych tylko streszczeń — „abstraktów”) po kilkudziesięciostronicowe, czasem o monografie i obszerne prace zbiorowe.

Nierzadko tłumaczyłem też teksty dotyczące życia uczelnianego — autoreferaty do habilitacji, wnioski grantowe, opisy historii uniwersytetów i sylwetki uczonych (m.in. prawników z uniwersytetów II RP i czasu zaborów), czasem postępowania wewnętrzne.

Choć sam nie wkroczyłem ostatecznie na ścieżkę naukową (napisałem kilka artykułów, po ukończeniu studiów doktoranckich ostatecznie nie złożyłem pracy, do czego chciałbym jeszcze wrócić), otarcie się o nią też daje mi trochę więcej zrozumienia dla potrzeb tych, którzy nią kroczą.

To wszystko daje mi dobre podstawy do współpracy z uczelniami, na którą zresztą bardzo liczę — serdecznie zapraszam i proszę pisać!

W roli bezpośredniego klienta władze publiczne występują w stosunku do mnie raczej rzadko. Najczęściej po drodze jest pośrednik — agencja tłumaczeniowa. Często zlecającym jest nie organ prowadzący, lecz strona postępowania, czy to będzie odwołujący się już od rozstrzygnięcia, czy jeszcze wnioskodawca, a może ktoś rozważający dopiero wzięcie udziału w jakiejś większej, bardziej skomplikowanej procedurze.

Charakterystyczny dla pracy dla władz i w związku z ich działalnością jest duży udział prawa — zwłaszcza administracyjnego (niegdyś mój konik, zwłaszcza od strony k.p.a. i p.u.s.a./p.p.s.a.) — i jednocześnie zagadnień gospodarczych (tu bardzo pomaga moje szerokie doświadczenie tłumaczenia tekstów dla wielu różnych branż gospodarki), zarządczych, administracyjnych, marketingowych, kadrowych itd., nie wyłączając, oczywiście, wątków unijnych.

Czy to będzie skrajnie formalistyczna papierologia i nudna biurokracja (dla mnie właśnie niekoniecznie nudna), czy to będą porywające teksty dotyczące np. promocji turystycznej regionu (w przypadku JST) lub pozycji kulturowej kraju (władze centralne), czy referaty konferencyjne i publikacje okolicznościowe — jestem gotowy i mogę pomóc, a trudno byłoby wskazać coś, czym w ciągu tych 15 lat pracy zawodowej jeszcze się nie zajmowałem.

Z moich tłumaczeń korzystały m.in. urzędy centralne, agencje rządowe, jednostki samorządu terytorialnego, ambasady i konsulaty, a także czasami władze zagraniczne, zwłaszcza opieka społeczna. Oczywiście ogromna część tłumaczeń dotyczyła działalności wymiaru sprawiedliwości i organów ochrony porządku prawnego.

Chętnie (wręcz z dużym entuzjazmem) pomogę, natomiast prosiłbym o konkretne skierowane do mnie zapytania nastawione już faktycznie na nawiązanie współpracy raczej niż luźne zaproszenia do udziału w przetargach, konkursach i itd. Zależy mi na konkretnej możliwości współpracy, nie na bezproduktywnym ruchu.

Pro bono — i czasami komercyjnie — wspieram tłumaczeniami organizacje pozarządowe zajmujące się przede wszystkim pomocą dzieciom, w tej czy innej formie (m.in. nauka, ochrona zdrowia, bezpieczeństwo, ochrona przed złym traktowaniem). Tłumaczyłem również dla organizacji ekologicznej i organizacji społeczeństwa obywatelskiego, a także izby gospodarczej.

Organizacje pozarządowe zajmują się w dużej mierze tym, czym organizacje rządowe. Zatem moje bogate doświadczenie tłumaczeń dotyczących działalności władz publicznych, prawa konstytucyjnego i praw człowieka, prawa międzynarodowego publicznego i prywatnego, prawa unijnego, prawa administracyjnego i postępowań administracyjnych, a także różnych sektorów gospodarki i działalności innej niż gospodarcza — może okazać się pomocne.

Do istotnych odbiorców moich tłumaczeń należą spółki zarządzające innymi spółkami i zakładające kolejne spółki. Teksty te dotyczą wszystkich etapów i aspektów zakładania i czasem likwidacji, względnie upadłości, spółek. Od strony prawnej — k.s.h., prawo upadłościowe i naprawcze, często PPG, różne obszary prawa administracyjnego, finansowego i czasami bardziej klasycznego „cywila”. Dalej od ścisłego prawa — zagadnienia zarządcze, ekonomiczne, komunikacyjne (PR, CSR, interesariusze, relacje z inwestorami, partnerami biznesowymi, pracownikami, klientami i dostawcami), kadry itd.

Tak więc przetłumaczyłem ogromną ilość umów spółek lub sprzedaży udziałów, ubezpieczeniowych, deweloperskich i innych; o współpracy, w tym joint venture i SPV; polityk korporacyjnych, prospektów, różnego rodzaju sprawozdań z działalności, informacji giełdowych, prezentacji dla inwestorów (tego, co zamiast w Excelu, robi się w PowerPoincie), a także tekstów związanych z kadrami, kodeksami etycznymi, postępowaniami wewnętrznymi, audytami, finansowaniem, compliance, public relations, odpowiedzialnością społeczną, radami pracowniczymi i oczywiście sporami sądowymi i postępowaniami administracyjnymi dotyczącymi spółek kapitałowych oraz innych podmiotów gospodarczych.

Jestem zatem w stanie zapewnić zakres tłumaczeń wykraczający poza standardową działkę działu prawnego, a potencjalnie wszystkich działów, do pewnego stopnia włącznie z technicznymi, finansowym, marketingiem i sprzedażą, bowiem i takie tłumaczenia wykonywałem (dosłownie aż po katalogi produktów i oferty usług).

Serdecznie zapraszam!

Jedną z pierwszych branż, którymi się w ogóle zajmowałem, była energetyka. Początkowo tłumaczyłem masę dokumentów przetargowych (SIWZ-y, wymagania zamawiającego, wymagania techniczne, instrukcje dla oferentów, różnego rodzaju załączniki) w związku z budową i rozbudową bloków energetycznych, zwłaszcza w elektrowniach i elektrociepłowniach (CHP) o cyklu łączonym (CCGT). W którymś momencie byłem tak „wkręcony”, że nawet na wakacjach na Bliskim Wschodzie dla zabawy fotografowałem elektrownie (nie zabrano mi aparatu ani nie skończyłem w więzieniu).

Z czasem doszły farmy wiatrowe (WF; lądowe i morskie) i RES-y, a także teksty dotyczące transformacji energetycznej — niskoemisyjnej, dekarbonizacji — w tym wątki ekologiczne. Zdarzało się dlatego, że np. dla firm energetycznych, oprócz rzeczy typu regulaminy sieci i przetargi na budowę obiektów, tłumaczyłem właśnie teksty dotyczące konserwowanej flory i fauny. Robiłem to również dla organizacji ekologicznych.

Nieco podobna tematyka tekstów pojawiała się także w tłumaczeniach dla budownictwa bardziej ogólnego (właśnie budowy obiektów dotyczyła większość tych tekstów), kolejnictwa i ogólniej transportu (infrastruktura na obiekcie), górnictwa (minerały, gleba, znowu obiekty, nieco podobne), a także różnych dziedzin związanych z udziałem administracji publicznej (tego przecież w energetyce jest dużo), PR i CSR (taka komunikacja często ma dla firm energetycznych kluczowe znaczenie). Między innymi, oczywiście, bo wymieniać można byłoby długo.

Serdecznie zapraszam do współpracy wszystkich zajmujących się energetyką!

Od samego początku działalności jednym z głównych źródeł zleceń były dla mnie przetargi budowlane. Najczęściej chodziło o budowę obiektów energetycznych i infrastruktury transportowej (drogi, koleje, stacje, bramki), czasem o działalność deweloperską i inwestycyjną (od osiedli mieszkaniowych po supermarkety) czy coś już idącego w kierunku handlu nieruchomościami. Zdarzały się również teksty architektów i planistów, często na styku z jakąś dziedziną prawa (czyli podstawowym kierunkiem mojego wykształcenia). Do tego niezliczone instrukcje BHP i inne, czasami przepisy budowlane, operaty szacunkowe i akty notarialne związane z obrotem nieruchomościami. To są w sumie razem tysiące stron — i czekam na więcej. Zapraszam!

Od początku działalności zawodowej przetłumaczyłem wiele tekstów — czy raczej pakietów tekstów (np. całość dokumentacji) — z wątkami transportowymi, przede wszystkim w ramach infrastruktury wewnętrznej budowanych czy modernizowanych obiektów w energetyce. Były to jednak również tysiące stron dotyczących dróg i autostrad (a nawet produkcji pojazdów), sieci kolejowej i taboru kolejowego, usług transportu multimodalnego itd. Najwięcej doświadczenia mam zatem w budownictwie dotyczącym transportu, jednak nie tylko. Oczywiście do tego dochodzi po prostu handel międzynarodowy, któremu transport najczęściej służy, choć wiele z tych tekstów dotyczyło osobowego transportu publicznego. Długo można byłoby opowiadać. Zapraszam do współpracy.

Mam za sobą tysiące stron tłumaczeń dotyczących działalności bankowej, ubezpieczeniowej, giełdowej i finansowania spółek, w pewnych sytuacjach aż po fizyczną produkcję pieniądza i papierów wartościowych, a także indywidualnych interpretacji podatkowych i tekstów dotyczących m.in. działalności nadzoru bankowego i funduszu gwarancyjnego, również w kontekście postępowań naprawczych czy wpływu pandemii Covid-19 na te postępowania (i leżące u ich podstaw stany faktyczne związane m.in. z wpływem zatorów płatniczych na płynność finansową podmiotów w związku m.in. z ograniczoną ściągalnością wierzytelności przy konieczności regulowania własnych zobowiązań). Tłumaczyłem nie tylko teksty prawne i administracyjne, lecz także bardziej „wizerunkowe”, czyli to, co robi się nie w Excelu, lecz w PowerPoincie.

Wymaga podkreślenia, że wątki ubezpieczeniowe, zabezpieczeniowe, kredytowe, gwarancyjne itd. znajdują się w wielu umowach (przede wszystkim dłuższych umowach o współpracy, ostatecznie jednak każdej obszerniejszej umowie handlowej), a także w prawie każdym przetargu — tych zaś przetłumaczyłem w swoim życiu zawodowym naprawdę dużo, tj. tysiące stron tekstu, w różnych dziedzinach życia gospodarczego.

Z pokrewnych dziedzin wypada wspomnieć o wszystkim co dotyczy prawa administracyjnego (a ma to znaczenie w podatkach, gdy pojawiają się kwestie proceduralne), a także pewnych obszarów prawa cywilnego, handlowego i „PPG” (prawo publiczne gospodarcze), nie wspominając o finansach publicznych (przetargi, granty).

Z tych różnych dziedzin tłumaczyłem również opracowania naukowe — nie tylko prawnicze, bo również dotyczące ekonomii i zarządzania, nawet bez interdyscyplinarnego styku z prawem handlowym, cywilnym czy administracyjnym.

Określenia „opieka społeczna” używam tu dość luźno. Miałem okazję przetłumaczyć naprawdę sporo tekstów dotyczących sytuacji życiowej Polaków na Wyspach i form pomocy udzielanych im przez samorządowe władze brytyjskie (councils), w tym działalności ChildServu.

Dla organizacji pozarządowych przetłumaczyłem również wiele stron tekstów dotyczących tej czy innej formy pomocy dzieciom, często na misjach czy w warunkach zagrożenia wojną lub sytuacjach uchodźczych, a także tekstów — głównie dla prawników i urzędów — dotyczących sytuacji dzieci w prawie międzynarodowym publicznym i prywatnym (obywatelstwo, bezpaństwowość, ochrona cudzoziemców, władza i opieka rodzicielska, wizyty, podróże).

W pierwszej połowie życia informatyka była moją pasją. Programowałem, grzebałem przy sprzęcie, spędzałem młodość w internecie i grając w gry komputerowe. Wiele się w tym zakresie zmieniło, jednak tak czy owak oprócz umów i innych dokumentów regulujących różne formy działalności firm informatycznych i działów IT (budowa obiektów i infrastruktury, sieci, agencje zatrudnienia i outsourcing pracowników, umowy SaaS i SLA, umowy licencyjne — EULA i pośrednie itd.), tłumaczę również teksty nieco bardziej techniczne i biznesowe w informatyce, nie tylko te związane z prawnymi aspektami działalności. W pewnym okresie brałem również udział w lokalizacjach oprogramowania, w tym gier komputerowych. Z pamięci — prawdopodobnie mówimy o kilku tysiącach stron tekstu.

Ze względu na niewystarczające przygotowanie w zakresie biologii i chemii (ostatecznie jestem humanistą) — nie wykonuję tłumaczeń stricte medycznych, choć zdarzyło mi się przetłumaczyć kilka artykułów z różnych dziedzin (bardziej porady i teksty popularnonaukowe, ewentualnie historia medycyny, niż teksty w nauk medycznych).

Przede wszystkim przetłumaczyłem jednak szereg umów dotyczących udziału w badaniach (CRF-y, świadome zgody, ślepe próby, grupy kontrolne itd.), ubezpieczenia medycznego, a także przepisów dotyczących świadomej zgody i przedstawicielstwa, jak również artykułów dotyczących sądownictwa lekarskiego (postępowań dyscyplinarnych) i etycznych aspektów działalności medycznej. Do tego dochodzą, oczywiście, wątki medyczne w postępowaniach karnych, cywilnych i z zakresu prawa rodzinnego.

Wśród moich tłumaczeń znalazło się m.in. klika prac naukowych dla profesora biblistyki, parę kazań okolicznościowych dla jednego z polskich biskupów, trochę rzeczy administracyjnych dla władz zakonnych, a także artykuły dotyczące nauczania społecznego Kościoła katolickiego (głównie w temacie migracji). Wątki religijne znajdowały się również w tłumaczonych przeze mnie pracach historycznych, np. dotyczących okresu sporów papiesko-cesarskich o inwestyturę i ogólnie napięcia między regnum a sacerdotium w średniowieczu, działalności zakonnej w Koronie i na Litwie (schyłek średniowiecza i RPON), architektury sakralnej („sygnaturki”…) … i pewnie znalazłoby się coś jeszcze.

Wypada wspomnieć o znajomości łaciny, pewnym obyciu z greką i pewnej znajomości prawa kanonicznego — to ostatnie jednak prawie wyłącznie w kontekście procesów małżeńskich (głównie koncentrujących się wokół kan. 1095 i innych wad zgody, zagadnienia istoty małżeństwa z punktu widzenia trzech augustyńskich „bonów”, na styku z symulacją z kan. 1101 § 2 itd.). Jest mi również dość dobrze znana organizacja kościelna, tytulatura, a także jest trochę wiedzy teologicznej i pracy z anglojęzycznymi przekładami Biblii, co stanowi efekt dwudziestu paru lat kontaktów z anglojęzycznym środowiskiem katolickim.

Z tych wszystkich względów będę dobrym kandydatem to tłumaczeń „eklezjalnych”. Z kazaniem czy artykułem — koniecznie do mnie. 🙂 Rozważania różańcowe czy na drogę krzyżową też mogę przetłumaczyć. Coś z prawem kanonicznym — tym bardziej. A przede wszystkim dzieła historyczne. Zapraszam!

Nie jestem tłumaczem poezji ani nawet literatury pięknej (pomijając jakieś jednostkowe sytuacje dotyczące głównie krótkich cytatów). W ciągu kilkunastu lat swojej działalności jednak niejednokrotnie towarzyszyłem instytucjom kultury, a także firmom medialnym (prasowym, filmowym).

Mowa tu przede wszystkim, oczywiście, o umowach — autorskich, tj. przeniesienia praw autorskich albo licencji — a także o ogłoszeniach, naborach, przetargach, materiałach promocyjnych, wszystkim, co dotyczy prawnej, administracyjnej i organizacyjnej strony tej działalności, w jakimś zakresie tekstach naukowych dotyczących prawa autorskiego.

Tłumaczyłem zatem m.in. również opisy do wystaw muzealnych i innych wystaw okolicznościowych, przede wszystkim z wątkami historycznymi, choć nie tylko. Tłumaczyłem również m.in. artykuły naukowe z zakresu literaturoznawstwa, a w pewnym momencie nawet monografię filozoficzną dotyczącą filmu.

W jakimś zakresie jestem więc w stanie pomóc także poza aspektami prawnymi i administracyjnymi, co oszczędzi konieczności szukania innego tłumacza. Zapraszam!

Oprócz faktu, że czasami tłumaczę teksty na potrzeby własne biur tłumaczeń (głównie umowy i marketing), wielka część moich tłumaczeń, zwłaszcza na początku działalności, trafiała do klientów za pośrednictwem biura tłumaczeń.

Stąd dobrze znam różne aspekty pracy „BT”, mam dobry kontakt z „PM-ami” i ogólnie fajnie się ze mną współpracuje, z paroma wyjątkami dotyczącymi np. nadmiernie sformalizowanego i stechnicyzowanego sposobu organizacji pracy, zwłaszcza w połączeniu z nieracjonalną organizacją, np. w sytuacjach typu „właściciel nieobecny, kierownikowi się nie chce, a PM nic nie może”, które są szkodliwe dla samych BT i ich klientów.

Taką charakterystyczną cechą, którą musi zawierać współpraca ze mną, jest ludzki kontakt. To nie może być wyłącznie klikanie i przesuwanie w systemie informatycznym (z ofertami znikającymi w ciągu pięciu minut, wypełnianiem kalendarzy itd.), a z unikaniem rozmów telefonicznych i kontaktu mejlowego. Jeśli jednak są Państwo nastawieni na indywidualny kontakt telefoniczny i mejlowy z tłumaczem, indywidualne podejście do człowieka (nie tylko klienta, lecz także tłumacza), wtedy na pewno dogadamy się świetnie.

Muszą też mieć Państwo realne oczekiwania finansowe, a głównym założeniem Państwa działalności nie może być podcinanie innych pośredników coraz to niższymi cenami tłumaczeń i wyższymi rabatami, a krótszymi terminami, z przerzuceniem konsekwencji takiej polityki na tłumacza. Muszą Państwo wkładać realną pracę w zdobywanie klientów, pielęgnowanie relacji z nimi i przekonywanie ich do swoich usług (w czym mogę pomóc, udostępniając dotyczące mnie materiały, podpowiadając pewne strategie negocjacyjne i ogólnie trochę bardziej uczestnicząc w tym procesie jako ktoś w rodzaju partnera biznesowego, a nie tylko podwykonawca zewnętrzny).

Przepraszam, że mówię o tym wprost, istotne jest jednak również to, aby byli Państwo z klientami i tłumaczami szczerzy — duża część problemów w branży tłumaczeniowej wynika bowiem z nieprzekazywania informacji między tłumaczem a klientem, zwłaszcza mających wpływ na powierzenie albo przyjęcie zlecenia, jego wycenę, termin itd. (np. obiecywanie klientom czegoś, co nie będzie w rzeczywistości robione; nieinformowanie tłumaczy o indywidualnych oczekiwaniach klientów i problemach ze zleceniami itd.). Takich problemów chciałbym, abyśmy uniknęli, a poza tym ze względów etycznych nie mogę uczestniczyć w zachowaniach nieuczciwych wobec klienta.

Kwestie typu DTP (nie mówiąc już o naprawdę profesjonalnym składzie drukarskim i profesjonalnej edycji graficznej) muszą Państwo wziąć na siebie (bez przerzucania na tłumacza, bez wciskania klientowi jako wartości dodanej takiego surogatu profesjonalnej usługi).

W kwestii technicznej — korzystam z Tradosa, udostępniam pamięci, jednak co do zasady nie pracuję na pamięciach cudzych, ponieważ pamięci dostarczane przez biura tłumaczeń niestety często zawierają niespójne efekty pracy kilkunastu-kilkudziesięciu różnych tłumaczy, z których każdy ma inny styl i warsztat, często inny poziom umiejętności, te różnice widać, a jest też sporo błędów i wątpliwych decyzji. Ze względów profesjonalnych i etycznych nie mogę się pod to naginać, celowo powielać błędów ani uczestniczyć w produkcji patchworkowych tłumaczeń — tłumaczeniowych frankensteinów.

Na pocieszenie, jak już mówiłem, współpracuje się ze mną naprawdę fajnie i dużo mogę dla Państwa zrobić w zakresie pisemnych PL-EN i EN-PL, zasadniczo bez korekt i redakcji, same tłumaczenia, z dużą dostępnością trybów ekspresowych. Jakość będzie się mocno wyróżniać na plus.

Od zawsze istotną część mojego „miksu zleceń” stanowią zlecenia od innych tłumaczy. Chodzi o sytuacje takie jak zastępstwo w przypadkach losowych (np. kolizja terminów, choroba), teksty z innego języka (na inny język), z innej dziedziny, niż koleżanka czy kolega normalnie tłumaczy.

Z kolei wielu klientom zostałem polecony właśnie przez innych tłumaczy, nie „normalnych klientów”. Jestem takim tłumaczem, którego spokojnie i bez obaw możesz polecić swoim klientom w sytuacji, gdy nie masz już mocy przerobowych, chcesz odpocząć, względnie nie Twój język, nie Twoja dziedzina, tekst Ci nie leży. Nie przyniosę Ci wstydu, nie stracisz reputacji, nie nadwerężysz relacji z ważnym dla Ciebie klientem, obcego nie skierujesz na manowce.

Możesz też tekst mi podzlecić i wystąpić w roli weryfikatora przed przekazaniem go klientowi, nie podając mu moich danych. W takim przypadku jednak bierzesz odpowiedzialność za swojego klienta, jeśli np. nie wywiąże się on z płatności, będzie się opóźniał albo odmówi bez uzasadnionej przyczyny, względnie zgłosi nieuzasadnione zarzuty, na które jako anglista będziesz w stanie odpowiedzieć (w tym wykazać, że nadgorliwa osoba z certyfikatem językowym w firmie klienckiej jest uprzejma ignorować zasady gramatyki, podstawiać pierwsze znaczenia ze słowników, porównywać z tłumaczeniem maszynowym itd.).

To samo dotyczy list zmian, których wprowadzenia klient zażąda, np. poprosi, aby mu usunąć końcówki deklinacyjne (bywa z native’ami i z cierpiącymi na brak wyobraźnię fanami CAT-ów), pisać coś niezgodnie z zasadami pisowni (bywa z rodakami) czy jeszcze coś innego nieracjonalnego — jeśli masz politykę uwzględniania takich żądań (np. gdy pochodzą od kogoś bardzo ważnego w strukturze służbowej Twojego kluczowego klienta), musisz ją niestety realizować samodzielnie, bez mojego udziału (przy czym zachęcam do rewizji takiego stanowiska ze względów profesjonalnych, w tym etycznych). To samo dotyczy rabatów 50% za jedną literówkę na 10 stron tekstu itp. (jeśli udzielasz, to z własnej marży).

Synteza

Jakie korzyści niesie za sobą dla klienta tak szeroki zakres doświadczenia?

Ten stosunkowo szeroki zakres doświadczenia w sposób szczególny predysponuje mnie do współpracy z firmami i instytucjami mającymi — pośrednio — szeroki zakres działalności ze względu na różnorodność pół działalności ich klientów.

Mowa tu przede wszystkim o kancelariach prawnych obsługujących szeroki wachlarz, szerokie portfolio klientów biznesowych i instytucjonalnych. Czymkolwiek — prawie czymkolwiek, bo oczywiście są jakieś granice — zajmują się prawnicy kancelarii i ich klienci (zwłaszcza wewnętrzne działy prawne i pokrewne klientów korporacyjnych), tym mogę zająć się i ja, czy raczej tam towarzyszyć. Bez konieczności szukania innego czy dodatkowego tłumacza. Skutkiem jest to, że można zasadniczo zlecać wszystko albo prawie wszystko w jednym miejscu, jednej osobie, która wobec tego z czasem dobrze zżyje się z kancelarią (firmą, instytucją), będzie dobrze znać i wczuwać się w jej potrzeby.

Odnieść to jednak można również do uczelni, pewnego zakresu firm doradczych (pokrewnych do kancelarii prawnych), no i oczywiście agencji tłumaczeniowych, a pewnie dałoby się jeszcze znaleźć parę innych kategorii podmiotów.

Oczywiście specjalną kategorią są tutaj autorzy naukowych i nie tylko naukowych opracowań interdyscyplinarnych, przede wszystkim prawnicy wchodzący głęboko w dziedziny działalności klientów i przedmioty stosunków prawnych, a także adepci innych dziedzin (ekonomiści, architekci, lekarze, historycy, filozofowie i inni) zgłębiający aspekty prawne i administracyjne (ewentualnie biznesowe, historyczne).

Kolejną korzyścią jest to, że przy tylu „punktach zaczepienia” — mogę teksty tłumaczyć szybciej. To duża korzyść, kiedy czasu jest bardzo mało, terminy gonią, o czymś się zapomniało, coś wypadło itd. Często mogę zaoferować terminy krótsze niż ktoś inny.

Jestem też przyzwyczajony do doczytywania na bieżąco tego, co trzeba, prowadzenia pewnych badań, stąd efekt onieśmielenia poznawczego wywołany kontaktem z taką dziedziną, z którą akurat nie miałem styczności (a nie jest ich dużo), też jest mniejszy.