Oczywiście na co dzień (o ile w ogóle) operujesz nie dekretałami Gracjana, lecz CIC 1983 w porywach do CIC 1917 (porównawczo/historycznie) i czasami CICO 1990, ale tak czy owak wszystko działa nieco inaczej.
W swojej pracy często musisz odwoływać się do podstaw teologicznych, argumentacji filozoficznej i etycznej, a jeśli zajmujesz się procesami małżeńskimi, to i ludzkiej psychologii — no bo wiadomo, że wówczas 90% tej pracy to kanon 1095, a 90% reszty do symulacja, podstęp i przymus.
Truizmem byłoby stwierdzenie, że sporo jest łaciny.
Szczęśliwie, mając to wszystko na uwadze, jestem w stanie Ci pomóc.
Dlaczego ja?
Małżeńskim prawem kanonicznym interesuję się z kolei już od czasu studiów prawniczych prawie 20 lat temu (zaczęło się od konwersatorium na Warszawskim, które prowadził profesor z UKSW), przy czym zdecydowanie więcej czytam po angielsku niż po polsku. Stąd też zresztą tłumaczenie na angielski mogłoby być dla mnie, paradoksalnie, łatwiejsze.
Jestem też osobą, która ze względów moralnych i religijnych czuje powagę tematu. Dlatego zresztą proszę, aby osoby mające na stronach kancelarii pod nagłówkiem „adwokat kościelny” teksty o „rozwodach kościelnych”* nie kontaktowały się ze mną, podobnie jak osoby roztaczające przed klientami fałszywe (sprzeczne z instrukcjami papieskimi i wyrokami rotalnymi) wizje o tym, jak łatwo jest uzyskać stwierdzenie nieważności, w tym na podstawie absurdów typu dojrzałość emocjonalna u czterdziestolatka na poziomie trzydziestu lat. Mógłbym zareagować nieco jak św. Mikołaj z ikony przedstawiającej „dyskusję” z Ariuszem na soborze nicejskim.
(* Oczywiście przywilej pawłowy, przywilej piotrowy i dyspensa od ratum et non consummatum rzeczywiście są rozwiązaniem małżeństwa, ale wiadomo, że w 99,99% przypadków nie o tym mówimy).